Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cienie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cienie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 11 maja 2013

Kuszące i błyszczące nowości od M.A.C...




Witajcie

Piękna pogoda, która wpływa na nasze samopoczucie i dobry humor jednocześnie sprzyja odświeżeniu kosmetyczek. Sama zawsze wiosną poszukuję nowych edycji kosmetyków, które mnie kuszą i urzekają.

Tak właśnie działają nowe kolekcje kosmetyków MAC: Baking Beautes i Temperature Rising Colour, które pojawiły się w sklepach w maju i są już dostępne w sprzedaży. Kolekcja MAC: Baking Beautes jest niezwykle pastelowa, słodka i dziewczęco urocza. Natomiast limitowana kolekcja MAC: Temperature Rising Colour jest zdecydowanie bardziej odważna, zmysłowa i błyszcząca. Typowo letnia, a jednocześnie kobieca. 

Dzisiaj chciałam Wam zaprezentować jeden z dwóch lakierów do paznokci w kolorze Tropical z kolekcji MAC: Temperature Rising Colour oraz cień w kremie w kolorze Let’s Skate z kolekcji MAC: Baking Beautes.



Lakier MAC Tropical (Nail Lacquer Vernis a ongles) w brązowym pudełeczku spogląda na nas złoto-brązowym „oczkiem” i kusi niezmiernie. Dla wszystkich z Was, które czytają moje notki od niedawna, należy się wyjaśnienie, że jestem „złotą dziewczyną”, która uwielbia wszystkie zestawienia złota i brązu i w tych kolorach kocham się od zawsze. Stąd lakier w wersji Tropical nie mógł być dla mnie piękniejszy. 



Jest to barwa przypominająca miedź, ciemniejącą w cieniu do rozświetlonego brązu, niezwykle mocna, a jednocześnie złota. To miliony drobinek zatopione w ciemniejszej brązowej bazie, pozwalające na uzyskanie na paznokciach takiej barwy jak widzimy (bez żadnego przekłamania) i ciekawej, chropowatej faktury. Jest olśniewający.
TUTAJ można zobaczyć efekt na paznokciach.



Już samo opakowanie lakieru jest prześliczne i oryginalne. Buteleczka o walcowatym, nieregularnym kształcie z korkiem w kolorze brązu o fakturze przypominającej zamsz. To sprawia, że korek jest niezwykle miły w dotyku, miękki, jakby nieco gumowaty. Taki opis jest jedynie próbą określenia tego niezwykłego uczucia, które nas zachwyca przy otwieraniu lakieru i wcale nie ustępuje z czasem. 



Pędzelek jest długi i miękki, co ułatwia aplikację, a w przypadku tego typu brokatowych lakierów, jest to niezwykle istotne. Lakier jest gęsty za sprawą drobinek, jednak bardzo ładnie pokrywa paznokcie, a już przy drugiej warstwie kryje idealnie zapewniając śliczną głębię koloru i modny efekt chropowatości. To lakier bardzo letni, pełen blasku i połysku, wyróżniający się bardzo na tle innych lakierów firmy. Jest idealny na ciepłe dni, pełen słońca i elegancji.



Zmywanie jest nieco utrudnione, jednak wszystkie lakiery nasycone drobinkami brokatu, wymagają nieco większej cierpliwości i dłuższego rozpuszczania. Lakier nie barwi nam jednak paznokci, po zmyciu nie zostają żadne przykre niespodzianki, może tylko zagubiona miedziano-złota drobinka na skórze.

Sama (jak wiecie) maluję tylko pazurki u stóp i lakier trzyma się pięknie już od tygodnia, przy tylko leciutkim starciu końcówek. Nic nie odpryskuje, nie mam więc żadnych zastrzeżeń co do jakości i trwałości. Jestem nim oczarowana. 



Drugi z produktów pochodzi z wiosennej kolekcji Baking Beautes i jest to cień w kremie MAC Pro Longwear Paint Pot Peintures w kolorze Let’s Skate. To jeden z kilku odcieni dostępnych w kolekcji, a jednocześnie kolor, który stanowi idealne dopełnienie do innych barw, będąc jednocześnie ślicznym rozświetlaczem. Może też zastępować pyłek, często wykorzystywany w makijażach.



Cień zamknięty jest w czarnym pudełeczku, z którego wydobywamy szklany spłaszczony słoiczek z czarną nakrętką. Sam słoiczek jest bardzo elegancki i minimalistyczny, przez co od razu zauważamy klasę marki. Uwielbiam tego typu opakowania, które pozwalają mi cieszyć się ich urokiem, a jednocześnie są po prostu magicznie pięknie.

Tak wiem, zachwycanie się opakowaniami, jest u mnie pewnego rodzaju chorobą, ale nic na to poradzić nie mogę. Jeśli widzę coś ciekawego, fikuśnego, lśniącego i do tego swoiście eleganckiego - oprzeć się nie mogę. MAC zawsze zachwycał jakością i klasą, tutaj nie mogło być inaczej...

Po odkręceniu nakrętki naszym oczom ukazuje się cień, który wydaje się być bladym różem Kolor nazywany być może perłowo-różowym, co jak widzicie na zdjęciach jest zdecydowanie dobrym określeniem.

Magia zaczyna się jednak w momencie aplikacji, kiedy krem rozcieramy wydobywając z niego piękne, rozświetlające drobinki, skrzące i mieniące się w kolorze złota. To niesamowita zabawa kolorem, a jednocześnie wspaniały letni kosmetyk.
TUTAJ możecie zobaczyć efekt na oku 

Kolor może być samodzielny, co pięknie wygląda przy opalonej twarzy (lub ciemnej karnacji), może także stanowić wykończenie czy dopełnienie makijażu. Według mnie pięknie wygląda w połączeniu z brązem, ale jak wiecie, to moje ukochane kolory i raczej już nic nie wskazuje na to, że zmienię swoje poglądy na kolorystykę.



Nie jestem mistrzynią makijażu, codziennie lubię szybko podkreślić oko i nie mam zdolności bajecznego łączenia barw. Cień w kremie jest dla mnie nowością, która mnie zachwyciła, pozwala bowiem na wykonanie makijażu szybko i jednocześnie precyzyjne, a także nadaje oku ładnego efektu rozświetlenia, co ogromnie mi się podoba.

Trwałość cienia jest także godna podkreślenia, gdyż nakładany jako krem, zamienia się w puder, który ładnie przylega do skóry, ale nie sypie się, ani nie „wałkuje”, nawet podczas dużych upałów. Jednym słowem nie znika z oka i nie tworzy nieładnych grudek. Tym samym jest to jeden z moich ulubionych kosmetyków kolorowych, który na pewno będzie mi towarzyszył przez całe lato.  



Z najnowszej kolekcji MAC: Temperature Rising Colour bardzo podobają mi się też kredki do oczu i błyszczyki. Jestem zauroczona ich kolorystyką i ciepłymi barwami, które zawsze kochałam najbardziej. Nowości od MAC powinny przypaść do gustu każdemu, tym bardziej, że oferta jest naprawdę ogromnie perfekcyjna, modna i zróżnicowana. Polecam Waszej uwadze...





O kolekcjach:


MAC: Temperature Rising Colour
Aura najbardziej zmysłowej letniej scenerii zamknięta w uwodzicielskich odcieniach szminek, błyszczyków i lakierów do paznokci mieniących się kuszącym urokiem. Róż Powder Blush emanuje brzoskwiniowym i jagodowo-różowym chłodem satyny. Poczwórne cienie Eye Shadow Quads i kredka do oczu Powerchrome Eye Pencil stworzą lśniący smoky eye. Cała kolekcja kryje się w limitowanych, miękkich w dotyku, brązowych opakowaniach.

MAC: Baking Beautes
Wyrafinowana. Przepyszna. Czysta przyjemność. Sztuka dekorowania ciast to świat wypełniony wodzącą na pokuszenie twórczością, zupełnie jak nasza nowa kolekcja makijażowa zainspirowana cukierniczym haute couture. Przesmaczne odcienie, od Mooncake i Pistachio Crème do Buttercream, to soczysta wizytówka smakołyków do oczu, twarzy, ust i paznokci.





Pełną gamę produktów opisywanych kolekcji możecie obejrzeć na stronie: 
http://www.maccosmetics.pl/



I jak się Wam podobają najnowsze kolekcje MAC?
A może już znacie te serie?
Zapraszam do rozmowy… 


wtorek, 6 listopada 2012

Cienie wypiekane w stylu Stone Cosmetics




Witajcie

Pisałam już o wielu różnych kosmetykach, nie miałam jeszcze okazji przedstawiać kosmetyków kolorowych do makijażu. Dzisiaj właśnie chciałam ten błąd naprawić i przedstawić Wam cienie wypiekane Baked eyeshadow Stone Cosmetics.

Marka urzekła mnie kilkoma cechami, które od razu pragnę podkreślić. Po pierwsze „image” opakowań przemawia do mnie całą swoją mocą. Białe pudełeczka z pięknym logo w kolorze starego złota – dla mnie są niesamowicie pociągające. Wyglądają elegancko, a zarazem na tyle innowacyjnie, że nie sposób nie zwrócić na nie uwagi. A jak doskonale wiecie, zwracam na to uwagę szczególną, czego wcale się nie wypieram. I lubię ten szczególny czar ładnych opakowań.



Dzisiaj chciałam Wam przedstawić cienie wypiekane Stone Cosmetics w wersji Smoky Eyes oraz Old Gold. Wybrałam te palety ponieważ nieustannie jestem zakochana w złocie i brązach i te kolory zawsze mnie pociągają i urzekają. I tak naprawdę otaczam się głównie taką paletą barw, bardzo rzadko eksperymentując i zazwyczaj będąc niezadowolona z efektu. 



Jak widzicie tutaj znaleźć możemy kilka odcieni brązu i złota plus szarości potrzebne do wykonania typowego dymnego makijażu. Dla mnie kolory ciepłe i odpowiednio nasycone, takie które ładne komponują się z tęczówką mojego oka, która niestety barwą nie zachwyca, będąc odmianą złotego bursztynu (jeśli mam dobry humor) lub gliniastego błota (jeśli znowu trapią mnie smutki).  



Paletki są niezwykłe nie tylko ze względu na wygląd opakowania, ale również ze względu na same cienie. Mimo iż bardzo chciałam Wam pokazać ten efekt na zdjęciach, nie bardzo można to dostrzec – cienie delikatnie mienią się w słońcu, co dodaje ich pigmentacji głębi, a zarazem świetlistego blasku. Wyglądają pięknie, a zarazem dyskretnie i elegancko. 



Drobinki są maleńkie, a przez ten cudowny efekt mamy do czynienia z kolorami niezwykle świetlistymi, które dla mnie zawsze były i są najpiękniejsze. Same w sobie mają moc otwierania oka, a dla mnie jest to również ważne. Nie jest to jednak wyrazistość brokatu, która nie zawsze mi odpowiada, ale pięknie skomponowana mieszanka drobinek delikatnych ale w konsekwencji zdecydowanie wyrazistych.   



Dodatkową zaletą jest sam kolor, który na powiece wygląda identycznie tak samo, jak w paletce. Taki efekt, jest bardzo rzadko spotykany, tutaj jednak nie ma mowy o przekłamaniu koloru. Oczywiście, tak jak widzicie, nieco inna barwa na zdjęciach nie jest wynikiem przeróbki, tak bowiem reagują cienie na światło i cień, czego przecież nie muszę tłumaczyć.



Cieniami wypiekanymi Stone Cosmetics można wykonać każdy rodzaj makijażu – i delikatny codzienny i ten mocny, zdecydowany, wieczorowy. Cienie pięknie rozprowadzają się na powiece, ładnie przylegają, nie kruszą się i nie osypują. Na makijaż dzienny wystarczy lekkie pociągnięcie, a kolor mocny daje albo aplikacja na mokro lub mocniejsze pociągnięcie w kilku warstwach.

Początkowo byłam bardzo zaskoczona mocnym kolorem jaki można uzyskać przy ich pomocy, co tylko zdecydowało, że jeszcze bardziej przypadły mi do gustu. Barwy są zdecydowane i piękne, a makijaż niezwykle trwały. Tym samym cienie są bardzo wydajne, co również jest ich wielką zaletą. 



Mam nadzieję, że po tym opisie zainteresowałam Was chociażby odrobinkę tą marką, którą sama odkrywam z wielką i niekłamaną przyjemnością. Jak każda kobieta lubię kosmetyki, które do mnie przemawiają, a te zdecydowanie mnie kuszą i dodatkowo spełniają moje oczekiwania. Jestem z nich ogromnie zadowolona i każdego dnia sięgam po paletkę z wielką przyjemnością. 



Polecam Wam markę Stone Cosmetics, która ma naprawdę ciekawe produkty, w dobrej cenie i bardzo dobrej jakości. Dla mnie to kosmetyki bardzo ciekawe, a dodatkowo niezwykle intrygujące kolorystyką i wyglądem opakowań.

Od producenta:

STONE COSMETICS to połączenie francuskiej jakości, włoskiego stylu i polskich cen.
Kosmetyki są specjalnie opracowane i zaprojektowane dla kobiety nowoczesnej, świadomej swojego stylu, szukającej kosmetyków podążających za bieżącymi światowymi trendami.



Dzięki innowacyjnemu procesowi wypiekania, cienie te nie kruszą się i idealnie rozprowadzają.
Cienie można stosować zarówno na sucho jak i na mokro co pozwala uzyskać trwalszy makijaż oraz wyraźniejszy efekt.



Cienie STONE COSMETICS Baked eyeshadow to zestaw czterech idealnie skomponowanych odcieni zamkniętych w poręcznym i estetycznym opakowaniu. Aplikację ułatwia dołączony dwustronny aplikator.



Zainteresowanych zapraszam na stronę producenta: http://www.stonecosmetics.pl/

Znacie już markę Stone Cosmetics?
Jakie są Wasze ulubione cienie?
Zapraszam do rozmowy...

wtorek, 11 września 2012

Cienie mineralne Jane Iredale - cena luksusu



 

Witajcie



Dzisiaj miała być notka o kolejnym produkcie APC Cosmetics (recenzja), przepraszam tych, którzy czekają – na pewno pojawi się jutro. Plany zmieniłam pod wpływem Waszych komentarzy, w których bardzo wiele osób było zdania, że cienie sypkie APC Cosmetics są drogie (recenzja).
Moim skromnym zdaniem, jak na cienie sypkie i to certyfikowane jakością eco, cena jest przystępna. Chcąc udowodnić swoją tezę, przedstawię Wam dla porównania inny produkt, a mianowicie cienie mineralne Jane Iredale.

 

Od razu muszę zaznaczyć, że cienie te otrzymałam już ładnych parę miesięcy temu w ramach testów konsumenckich pod patronatem portalu Uroda i Zdrowie. Umieszczam tę notatkę celowo – dlaczego? Po pierwsze tekst poniższej recenzji był już publikowany, więc może być Wam znany (fotki są dzisiejsze, jeszcze ciepłe :). Po drugie, na końcu tego tekstu, dowiecie się, na pewno…

  Cienie mineralne Jane Iredale – opinia

 

Czy wiecie kiedy kobieta jest szczęśliwa? Kiedy dostaje prezent. Albo nowy kosmetyk. A jeśli dostaje jedno i drugie razem? Wówczas szczęście podniesione jest do kwadratu.

 

I tak właśnie można określić cienie do powiek Jane Iredale – radością do potęgi.
Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na opakowanie – śliczne, lśniące, z małym okienkiem, uchylającym rąbka tajemnicy, na temat zawartości. I dodatkowo w barwie zgaszonego złota, jako synonim prawdziwego luksusu. Nie potrzeba dodatkowych pudełeczek, kokardek, bzdurek. Kunszt opakowania, nie potrzebuje dekoracji. Jest idealne. Kuszące. I piękne.
Uchylamy wieczko…

I oto trzymamy w dłoni paletę cieni. W moim przypadku – Nighttime, czyli kolory wieczorowe. Patrząc, widzimy bardzo elegancko dobrany zestaw barw, począwszy od subtelnego beżu, poprzez trzy odcienie ziemi, na oliwce kończąc, chociaż ułożone w innej kolejności. I już w tym momencie możemy zanucić pod nosem, lub na głos, jeśli ktoś ma talenty wokalne, słowa znanej piosenki: I chodź pomaluj mój świat… 



Bierzemy w dłoń pędzelek, z drewnianą rączką i włosiem delikatnym jak gołębi puch i nakładamy na powieki. Kolor jest intensywny, nieprzekłamany, idealnie przywiera do oka. Nie usypuje się, nie wałkuje, nie oblepia powieki. Po kilku pociągnięciach pędzelka widzimy w lustereczku już tylko błysk zadowolenia.

Po całym dniu makijaż pozostaje bez zastrzeżeń. Nie zmazuje się, nie rozciera – pozostaje idealny. Niestety trzeba go zmyć, co też nie sprawia kłopotu. Zmywa się lekko i szybko, kilkoma pociągnięciami wacika z tonikiem lub mleczkiem.



Pozostaje nam jednak radość, że oto jutro, ponownie będziemy mogły pomalować swój świat i zmienić image na drapieżną lub subtelną kobietkę – jak kto lubi.
Czy polecam produkt? Sama jestem nim zachwycona i uważam, że dopiero ten kosmetyk pokazał mi jak cudownie być barwną kobietą. A sama przyjemność użytkowania nie ma sobie równych. Matematyka natomiast nie znalazła jeszcze wykładnika potęgi ideału…




Od producenta:


Zestaw pięciu cieni do powiek w kolorach wieczorowych. Jest to zestawienie uniwersalnych cieni z czarującymi drobinkami - odcienie idealne do uzyskania wyjątkowego, magicznego wyglądu oczu. W skład zestawu wchodzą cienie: Kiss, Supernova, Khaki, Dusk oraz Merlot.

Składniki: Mica (CI 77019), Boron Nitride, Dimethicone, Pinus Strobus (Pine) Bark Extract,Punica Granatum (Pomegranate) Extract. Mogą zawierać: Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides (CI 77489, CI 77491, CI 77492, CI 77499), Carmine (CI 75470), Manganese Violet (CI 77742), Ultramarines (CI 77007), Chromium Oxide Greens (CI 77288).



Azotek boru (Boron Nitride): doskonałe właściwości przylegające, poślizg, rozproszenie światła.
Ekstrakt z kory sosny (Pine Bark Extract): łagodzi stany zapalne, chroni.



Recenzja brzmi bosko, produkt wygląda wspaniale, chociaż muszę przyznać, że zdjęcia robiłam na szybko, bladym świtem, w momencie kiedy rosa zdobiła jeszcze bujną roślinność w ogrodach. Mam nadzieję, że nie pogniewacie się za mało przemyślaną sesję zdjęciową. Starałam się pokazać zachowanie cieni w różnym świetle – sami widzicie, że wyglądają zupełnie inaczej.

I teraz, to na co czekacie, cena. Wyobraźcie sobie, że to cudo kosztuje, uwaga (polecam siedzieć i nic nie jeść, dla własnego dobra :)): 210 zł.

I tym akcentem zakończę…





Teraz podyskutujmy o cenach...
Zapraszam, chyba jestem kontrowersyjna :)

poniedziałek, 10 września 2012

Cień sypki APC Cosmetics - słoneczny blask





Witam cieplutko :)

Dzisiaj pogoda rozpieszcza mnie od samiutkiego rana, słoneczko pięknie się uśmiecha i człowiekowi aż raźniej się robi na duszy. Kocham słoneczko, ponad wszystko na świecie, więc dzisiaj będzie słonecznie...

Mam zamiar opowiedzieć o dwóch kosmetykach polskiej marki APC Cosmetics. Ale dzisiaj będzie tylko o jednym, bowiem mam za dużo zdjęć, a oprócz pokazywania muszę też przecież opatrzyć je literkami. Dlatego zacznę od cienia sypkiego oznaczonego nr 37 i nazywanego wdzięcznie 'kawa z mlekiem'. Patrząc na kolor mam jednak wrażenie, że jest to taka kawusia z podwójnym mlekiem, albo nawet podwójną śmietanką. Ale nie doczepiając etykietek do nazw, które tak naprawdę są bardzo adekwatne do produktów przejdę do opisu.

 

Cień sypki APC Cosmetics - moja opinia 




Jest to cień sypki z drobinkami złota, którego refleksy nadają makijażowi efekt słonecznego blasku. Kolor ten jest bardzo trudno pokazać na zdjęciu, ale liczę na Waszą wyobraźnię. Dodatkowo kolor zależy od kąta padania światła, jego natężenia, a także barwy. Jednym słowem jest to cień, który może błyszczeć, połyskiwać lub tylko delikatnie rozświetlać oko. Wybrałam go właśnie dzisiaj do opisu, należy bowiem do cieni, które idealnie nadają się do makijażu letniego (lekkiego, świecącego, delikatnego), a dzisiaj jest właśnie tak letnio i cudownie. Natomiast jesienią mam zamiar używać go do dopełnienia makijażu, jako drugi cień położony delikatnie i wysoko, dla otwarcia oka i wzbogacenia efektu świetlistości.



Cień zamknięty jest w ślicznym, maleńkim pudełeczku akrylowym z czarną nakrętką. Wygląda niesamowicie elegancko i ślicznie. Uroku dodaje mu rozmiar – jest to puzderko o rozmiarach 3x3 cm, czyli takie maleńkie, figlarne cudeńko. Czarna nakrętka ze złotym logo wieńczy to dzieło, które jest prawdziwą rozkoszą dla moje oka. Sam cień ma postać drobnego, bardzo drobnego pyłu. Jest to typowy sypki cień, który trzeba umieć nakładać. Po pierwsze zawsze odrobinę się rozsypuje po pudełeczku, a po drugie wymaga dużej precyzji i zręczności. Sama używałam tego cienia dość często, a jak widzicie – niewiele go ubyło. Jest zatem niesamowicie wydajny i przez to można się cieszyć jego urokiem bardzo długo.



Trwałość cieni położonych na sypko jest średnia. Położonych na mokro – duża, natomiast na bazie – doskonała. Czyli same zalety, jeśli oczywiście lubicie tego typu cienie. Sama musiałam nauczyć się je stosować i teraz nie mam z tym już żadnego problemu, ale początki były ciężkie. Najbardziej lubię makijaż na bazie, jest bowiem szybki i nie mam problemu z dobrym nałożeniem odpowiedniej ilości cieni – nie lubię bowiem grudek czy wałeczków, które często się tworzą przy nieumiejętnym nałożeniu tego typu cieni (innych zresztą też :)). 



Jednym słowem jest to bardzo dobrej jakości cień, który może się podobać zarówno postawiony na półeczce w opakowaniu, a także na oku. Spełnia swoje zadanie rozświetlania oka, pięknie dopełnia moje brązowo-złote tęczówki, a zarazem optycznie je powiększa (co mnie cieszy ogromnie). Jestem nim zachwycona, zwłaszcza jeśli złocista poświata odbijana jest przez promienie słońca. Kolor jest uniwersalny i chociaż sama preferuję głębokie brązy i czekolady oraz stare złoto, ten odcień bardzo ładnie wygląda przy opalonej twarzy lub w duecie z innym odcieniem brązu. 
 
Producent niewiele mówi na temat swoich kosmetyków, ale podkreśla wyraźnie i stanowczo, że: korzystają z barwników wyprodukowanych w najnowocześniejszych technologiach, więc odcień, intensywność oraz połysk cieni są bardzo złożone, ciekawe i urozmaicone. Generalnie są to cienie mocno połyskujące i często opalizujące (zmieniające kolor pod wpływem kąta padania światła). Tylko czarny – numer 20 jest matowy. Cienie nie zawierają talku, konserwantów i środków zapachowych. Firma produkuje cienie w 60 kolorach.
Cena w opakowaniu akrylowym (5 g): 15,50 zł.




I jak się Wam podoba taki słoneczny, delikatny cień?
Lubicie tego typy kosmetyki?
Zapraszam do rozmowy… :)


W kolejnej odsłonie pokażę Wam puder sypki APC Cosmetics w równie pięknym, ale nieco większym opakowaniu :)