sobota, 29 września 2012

Tag: kosmetyczne porządki



I zostałam otagowana. Po raz pierwszy, więc i zaszczyt i wstyd, bo człowiek głupieje i nie za bardzo wie, co ma robić i jak… (Dziękuję dobrej duszyczce za wsparcie i pomoc).

Do zabawy zaprosiła mnie Milena.

Zasady tagu:

- umieść baner oraz zasady tagu na swoim blogu w poście
- napisz, kto Cię otagował
- rozlicz się z akcji - zamieść zdjęcia i opisy
- otaguj minimum 5 osób celem zachęcenia do porządków kosmetycznych

Celem tagu jest zachęcenie do porządków kosmetycznych, pozbycie się zbędnych kosmetyków kolorowych i pielęgnacyjnych:
- przeterminowanych
- długo nieużywanych
- takich, których nie będziemy już używać.



Temat: kosmetyczne porządki, co może oznaczać tylko jedno: Martunia musi posprzątać. Tragedia! Mając bowiem wszelkie prace domowe za okropnie nudne i koszmarne, kocham artystyczny nieład, który pozwala mi organizować przestrzeń przytulną, wygodną, a przede wszystkim pozbawioną muzealnych naleciałości.

Zamiast więc kroczyć ścieżkami literackich wzruszeń lub oddawać się lekturze Waszych wpisów musiałam zająć się tak prozaiczną czynnością jak porządki. Na pierwszy ogień poszły kuferki z kosmetykami kolorowymi, i tutaj o dziwo okazało się, że jest całkiem dobrze. Ten stan rzeczy zawdzięczam swojej młodszej siostrze, która była u mnie na wakacjach i zrobiła dość konkretny przegląd moich skarbów, sprzątając nie tylko rzeczy zbędne, ale również te, które się jej wybitnie spodobały.
Szafka w łazience okazała się bardziej skłonna do współpracy, chociaż muszę zaznaczyć, że kilka kremów które dla mnie były alergenne, siostrzyczka też sobie zabrała. Znalazłam jednak kilka kosmetyków, które używam tylko latem, a do następnego już nie doczekają oraz kremy, których już zupełne końcówki, bardziej nadają się na denko, ale trzymane z sentymentu i jakiejś babskiej zawziętości, która mi nakazuje te ulubione trzymać na dłużej. Była też jakaś wstrętna maseczka, a nawet balsam, który w moim przekonaniu już dawno powinien leżeć w koszu.
W lakierach nie miałam za bardzo czego szukać, bowiem wszystko wyrzuciłam w momencie zdjęcia tipsów i leczenia płytki, znalazłam jednak jakieś przeterminowane i zaschnięte, które nawet nie nadają się już do prac plastycznych.
Największy bałagan miałam jednak w torebkach. Skarby, które wyszukałam, dawno zapomniane, niesprawdzone lub przeterminowane dotyczyły błyszczyków i pomadek ochronnych, które naprawdę nadawały się tylko do kosza.



Wyrzucone rzeczy widzicie na tych mało artystycznych zdjęciach, ale po takim wysiłku nie miałam już ochoty biegać po ogrodzie w poszukiwaniu inspiracji.

W sumie wyrzuciłam:
- 2 kremy Bandi, będące na wykończeniu, czyli raczej denko, trzymane z sentymentu i babskiej mani przywiązywania się do opakowań;
- 1 krem Pharmaceris – nietrafiony, zapomniany, zakurzony,
- 1 maseczkę Soraya – fatalną, paskudną i jeszcze niemiło pachnącą,
- 1 maskę z białą glinką do ciała AA Prestige – dla mnie okropnie niepraktyczna, mimo że efektywna, idzie zima nie ma szans na nacieranie, a gwarancja krótka,
- balsam Avon – uczuleniowiec
- do stóp – końcówki 2 kremów, dezodorantu i żelu chłodzącego – nie doczekają kolejnego lata,
- 2 lakiery i 2 odżywki – zaschnięte lub fatalne
- 2 kremy i oliwka do rąk – po terminie, trzymane nie wiadomo w jakim celu,
- 1 krem pod oczy Lirene – fatalny, szczypiący, zupełnie nie efektywny,
- 4 błyszczyki kolorowe – okropieństwa o miętowym smaku lub lepiuchy,
- 7 błyszczyków ochronnych – wszystkie już dawno zapomniane, zagubione w otchłaniach torebek,
- 1 eyeliner – po terminie z grubym pędzlem.



Wybaczcie brak nazw wszystkich producentów, już leżą w koszu, a nie chce mi się spisywać ze zdjęć. Śmieciom poświęcam uwagę tylko przy sortowaniu, a później przestają mieć znaczenie.
Jak widzicie wcale nie miałam bałaganu, co nawet mnie zdziwiło. 
I tak dobrnęłam do końca, co oznacza puste miejsca i konieczność ZAKUPÓW.

Zgodnie z wymaganiami, taguję zapraszając do zabawy i kosmetycznych porządków:

Super liczba. Mam nadzieję, że przyjmiecie to wyzwanie, nie jako smutną konieczność, ale miłą potrzebę zaglądnięcia do własnych kosmetyczek :)

Lubicie kosmetyczne porządki?
 

czwartek, 27 września 2012

Orientalna kąpiel z Born to Bio




Witajcie

Dzisiaj będzie orientalnie i zmysłowo, za sprawą produktu, który jest w stanie oczarować zapachem, a co więcej zapewnić naszej skórze pielęgnację w najlepszym wydaniu. Takim czarodziejem jest produkt pod nazwą Born to Bio Gel Douche Extra Doux z linii Argan & Orient (w tłumaczeniu żel pod prysznic bio).  

Moja opinia -  Bio Gel Argan & Orient Born to Bio


Jest to kosmetyk francuski, którego wyłącznym dystrybutorem w Polsce jest firma Bio-Beauty. Co więcej jest to kosmetyk ekologiczny, naturalny z certyfikatem EcoCert i Cosmebio, co dla mnie, posiadaczki skóry alergicznej, podatnej na podrażnienia ma znaczenie i to ogromne. 



Sam kosmetyk spodobał mi się nie tylko dzięki certyfikatom, ale ogromne wrażenie zrobiła na mnie butelka. Jak widzicie jest niezwykle kolorowa i jednocześnie przykuwa wzrok. Jest na tyle oryginalna, że mój syn, był przekonany, że ma do czynienia z jogurtem, a na całe szczęście nie zdążył próbować (kto wie, co by zrobił, gdyby nie było mnie w domu). Buteleczka, plastikowa o pojemności 300 ml z nakrętką i dozownikiem jest wygoda w użyciu, lekka i komfortowa. 



Sam żel ma bardzo delikatną konsystencję, lejącą się, koloru słabej herbaty bez cytryny. Bardzo łatwo się go aplikuje, a dodatkowo tworzy niezwykle lekką pianę, która mnie osobiście ogromnie zachwyciła. Jakby ciało było pieszczone mgiełką, przyjemną, delikatną a jednocześnie kojącą. Powiem Wam, że jeszcze nie miałam do czynienia z tego typu konsystencją, dlatego zrobiła na mnie ogromne wrażenie.

Kochając nowości nawet nie zdawałam sobie sprawy, że kosmetyk do kąpieli może mieć tak cudowne właściwości, a dzięki temu mam ochotę wskakiwać pod prysznic zdecydowanie częściej, niż nakazuje potrzeba czy zdrowy rozsądek (ekologia także). 



Teraz wspomnę o owej zmysłowości, która tak bardzo przylgnęła do mojego ciała, że czuję się piękna i kobieca. Mowa oczywiście o zapachu, a jak wiecie doskonale, jest to cecha, którą wielbię i wielbić będę (z maleńkimi wyjątkami, ale to inna bajeczka). Otóż otwierając balsam spotykamy się z bardzo ciekawą nutą arganu, który będzie doskonale znany tym osobom, które miały kiedykolwiek do czynienia z olejkiem arganowym. Jest to nuta ciężkawa, przypominająca nieco zapach orzechów, tutaj delikatnie złagodzony słodyczą. Zapach jest niezwykły i idealnie dobrany pod mój gust.



Po kąpieli żel pozostawia na skórze zapach delikatny, jednak znacząco skierowany ku orientalnym aromatom. Dla osób które nie potrafią sobie wyobrazić tej nuty przywołam wspomnienie kadzidełka. Nie jest to jednak zapach mocny czy dokuczliwy, a jedynie ta subtelna nutka błąkająca się po skórze. Mnie sprawia mnóstwo przyjemności, a tym samym wywołuje zachwyt, wielbicielki wszelkich kosmetyków opartych na olejku arganowym.



Muszę jeszcze dodać, że w ramach testów sprawdziłam zapach na skórze męża (nie miał nic przeciwko udawaniem królika), będąc ogromnie ciekawa subtelności zmian, jakie wywołuje inny typ skóry. I byłam zaskoczona faktem, że nuta zapachowa pozostała identyczna z moją własną, co jedynie dowodzi, mocy zawartej w tej mieszance. Tym samym wiem, że kosmetyk może być również idealnym prezentem dla mężczyzny (gdyż to oni zazwyczaj bardziej gustują w tych orientalnych nutach), chociaż marka ma specjalne kosmetyki przeznaczone właśnie dla Panów :). Sama pozostając jednak oryginałem do kwadratu lubuję się w tym żelu, stawiając go w szeregu moich ulubionych na jesienne zimne i smutne dni.

Skóra po kąpieli jest więc zniewalająco pachnąca, miękka i delikatna, a także zdumiewająco gładka, bez podrażnień czy suchości. Nawet bez balsamu czujemy komfort nawilżenia i przyjemnego odprężenia skóry. Jednym słowem, kąpiel z Born Bio to przyjemność, którą każda z Was pokocha.



Od producenta:


Kosmetyki Born to Bio są specjalnie stworzone z myślą o potrzebach szybko żyjących dziś kobiet i mężczyzn a także przyszłych pokoleń. Producent marki Born to Bio – francuska firma Planete Bleue do produkcji organicznych kosmetyków wykorzystuje najłagodniejsze i najskuteczniejsze naturalne składniki. Natura jest bowiem źródłem rewitalizacji. Wszystkie produkty Planete Bleue są ekologiczne i organiczne!



Żel pod prysznic BIO „Argan & Orient”

Bardzo delikatny, kremowy żel pod prysznic o łagodnym działaniu i naturalnym orientalnym zapachu, zawierający wykwintny, intensywnie nawilżający olej arganowy.
Żel zawiera olej arganowy tłoczony ręcznie z ziaren  owoców z drzewa arganowego pochodzącego z południowo-zachodniej części Maroka. Ten drogocenny olej jest prawdziwym darem natury dlatego nazywany jest  „Złotem Maroka”. Jest on nieoceniony głównie ze względu na swoje działanie odmładzające. Jest prawdziwym hitem w grupie produktów przeciwzmarszczkowych (anti-aging) - zawdzięcza to dużej zawartości tokoferoli (witamina E), w tym również Beta-tokoferol, Gamma-tokoferol i Delta-tokoferol. Ponadto zawiera prowitaminę A (retinol) odpowiedzialną za utrzymanie prawidłowego stanu skóry.



Olej arganowy – „Złoto Maroka”:
·         to eliksir młodości o silnym działaniu regenerującym skórę,
·         wzmacnia włosy oraz paznokcie,
·         chroni przed agresywnym działaniem słońca i wiatru,
·         jest doskonały na dojrzałą i starzejącą się skórę,
·         chroni przed przedwczesnym pojawieniem się zmarszczek,
·         łagodzi objawy trądziku młodzieńczego, alergii, łuszczycy,
·         dzięki zawartej w nim Wit. F przynosi świetne efekty w chorobach skóry (m.in. przy egzemie, pęknięciach skóry),
·         ma właściwości antyalergiczne,
- w 100% naturalny zapach
- bez parabenów, 
- bez glikolu, 
- bez sztucznych barwników,
- bez silikonu,
- bez Phenoxyethanolu,
- bez PEG,
- fizjologiczne pH
- hypoalergiczny 
 

Składniki:

Aqua (Water), Pseudotsuga menziesii (Balsam Oregon) water*, Sodium cocoamphoacetate and glycerin and Lauryl glucoside and Sodium cocoyl glutamate and Sodium lauryl glucose carboxylate, Caprylyl capryl glucoside, Glycerin, Xanthan gum, Dehydroxyacetic acid and benzyl alcohol,  Sodium chloride, Potassium sorbate,  Parfum (Fragrance), Lactic acid, Argania spinosa (Argan) kernel oil**, Benzyl alcohol.
* 98,9% składników naturalnych
* 10% składników pochodzących z upraw organicznych 
Testowany dermatologicznie.
Posiada Certyfikat Ecocert oraz Cosmebio.
Cena: 21.99 PLN




Produkt otrzymałam w ramach współpracy z firmą Bio-Beauty, wyłącznego dystrybutora na rynek polski najlepszych producentów certyfikowanych kosmetyków naturalnych i organicznych.
Zachęcam Was bardzo serdecznie do odwiedzenia sklepu i poznania niesamowitych produktów ekologicznych i organicznych wielu znakomitych marek. Naprawdę jest w czym wybierać. Polecam Wam z przekonaniem, że to dobry wybór.
Dla zainteresowanych: http://www.bio-beauty.pl






Znacie już sklep Bio-Beauty?
A może macie swoje ulubione kosmetyki BIO?
Zapraszam do rozmowy...

środa, 26 września 2012

AA Herbaciana Róża - dla moich stópek




Cześć

Przeglądając Wasze wpisy zauważam, że coraz więcej notek traktuje o pielęgnacji stóp. Macie różne sprawdzone już kremy, dlatego pokażę Wam dzisiaj swój sposób na zadbane stópki. Jak bowiem mawiała moja mama: nie ważne co prawdziwa dama ma na głowie, ale ważne jak wygląda jej mały palec u stopy.

Moje stópki pielęgnować jest łatwo, bowiem są strasznie maleńkie. Co prawda z liliputami raczej nie mam wiele wspólnego, bliżej mi do figlarnej rasy elfów, mimo to poświęcam im uwagę i zajmuję się nimi z troską należytą. Jednym z moich ulubionych kremów do stóp jest krem AA Ciało Wrażliwe herbaciana róża (przepraszam, że na zdjęciach jest dzika róża, ale o tej porze roku herbaciane można dostać tylko w kwiaciarni, co kłóci się z rustykalnym klimatem mojego ogrodu).


AA Ciało Wrażliwe Herbaciana Róża – moja opinia


Nie pamiętam kiedy w moje łapki wpadła pierwsza tubka tego kremu, ale było to już chwilkę temu i powiem Wam, że pierwsze wrażenie było nieciekawe. I nie mogłam się do tego kremu przekonać, więc czekał na półeczce i pewnie wzdychał, ale ja udawałam, że nie słyszę. Powodem tego wszystkiego był zapach. Jak wiecie moje upodobanie do aromatów wszelakich, pięknych, ciepłych i słodkich jest ogromne, a ten nieszczęsny krem, po prostu nie zachwyca zapachem. I piszę to ze stanowczością, nie umiem bowiem nawet w najpiękniejszych słowach obejść metaforycznie tej cechy. Tak jest i koniec.



Ale przyszła kiedyś ta chwila, że się niejako przełamałam i wysmarowałam stópki. I jakież było moje zdziwienie, gdy zapach się ulotnił, a efekty mnie po prostu oczarowały. I mówię to z tym samym zachwytem, jaki odczułam po raz pierwszy. Stópki robią się gładkie i miłe, a pięty nawet bez uprzedniego peelingu czy olejowania – nawilżone, odżywione i gładkie. 



Dla tych efektów kupuję ten krem i stosuję z przyjemnością, mimo iż do zapachu nadal się nie przyzwyczaiłam. Oczywiście próbowałam innych, tych pachnących i nawet tych ze srebrem, ale powiem Wam szczerze, ten spodobał się moim stópkom i się wspaniale rozumieją odpowiadając na swoje potrzeby. A taka współpraca mnie osobiście zadowala.



Krem nie jest duży, jest to tubka o pojemności 75 ml, jest jednak ogromnie wydajny. Sama mam w zwyczaju wsmarowywać krem grubą warstwą i czekać aż się wchłonie. Układam sobie poduszki pod nogi i leżę sobie wymachując stópkami, co wygląda zabawnie, ale jednocześnie jest dla mnie chwilą wieczornego relaksu i przyjemnością dla stóp. Ponieważ samo leżenie mnie nudzi, książka w łapkę i przy okazji przenoszę się w inne wymiary. Jak wiecie to gadające pudło nazywane telewizorem, dla mnie mogłoby nie istnieć wcale.



Co jeszcze mogę powiedzieć? Mogłabym polecić, ale nie wiem czy jesteście gotowe eksperymentować. Sama uważam, że jest to jeden z lepszych kosmetyków do stóp, z zastrzeżeniem, że trzeba się po prostu przekonać. Widocznie to co dobre, nie zawsze musi zachwycać zapachem. Ciężko mi to pojąć, ale jak widać, nawet ja, robię wyjątki od własnych zasad.



Od producenta:


Herbaciana róża odżywczo-wygładzający krem do stóp
DO SKÓRY SUCHEJ
Krem, dzięki nowoczesnej formule, ma właściwości zmiękczające i nawilżające zrogowaciałą skórę stóp.

Cechy:
Testowany dermatologicznie na osobach z chorobami alergicznymi skóry.
Z hypoalergiczną kompozycją zapachową.
Nie zawiera barwników.
pH neutralne dla skóry. 



Zawiera ekstrakt z białych kwiatów róży stulistnej, jaśminu i stokrotki, który poprawia nawilżenie skóry i nadaje jej gładkość.
Mocznik przeciwdziała rogowaceniu naskórka, silnie nawilża i zmiękcza skórę.
Kwas salicylowy działa przeciwbakteryjnie i zmniejsza objawy suchości naskórka.
Undecylenian cynku zapobiega zmianom grzybiczym.

Składniki INCI: Aqua, Paraffinum Liquidum Cetearyl Alcohol, Ethylhexyl Stearate, Glycerin Ceteareth-12, Sorbitan Monostearate, Urea, Arginine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Rosa Centifolia Extract, Jasminum Officinale Extract, Bellis Perennis Extract, Zinc Undecylenate, Salicylic Acid, Allantoin Retinyl Palmitate, Parfum, Methylparaben, Propylparaben, Methylisothiazolinone, PEG-35 Castrol Oil, Xanthan Gum.

Pojemność: 75 ml
Cena: ok. 9,50 zł





Znacie może tę serię kosmetyków?
Czy może wolicie pachnące kremy do stóp?
Zapraszam do rozmowy…

wtorek, 25 września 2012

Dr Irena Eris Body Art - cudowne nawilżenie



Witajcie

1 miesiąc i 1 dzień


Ten wpis powinien pojawić się wczoraj, ale zwlekałam i zrobiło się za późno. Ale muszę to napisać, bo w końcu tylko raz można odnotować fakt, że jestem z wami dokładnie 1 miesiąc. Nie jest do długo, jednak wiele się w tym czasie wydarzyło, za co Wam ogromnie dziękuję. Właśnie teraz jest taka maleńka okazja, aby Wam wszystkim podziękować, za to że zaglądacie, komentujecie, włączacie się w dyskusje. To motywuje mnie do dalszego pisania i opowiadania, o tym co kocham i lubię, albo co sprawiło mi przykrą niespodziankę.

Ponieważ nie miałam jeszcze okazji, dziękuję ogromnie za wszystkie słodkie wyróżnienia, które otrzymałam od:


Bardzo serdecznie Wam dziewczyny dziękuję, dla mnie to prawdziwa przyjemność być tak wiele razy zauważonym. jesteście kochane!
Wszystkim pozostałym, przekazuję ten słodki znaczek, wyróżnienie i podziękowanie. Mam nadzieję, że nadal będziecie do mnie zaglądać i pomagać mi wybierać mądrze i dobrze oraz cieszyć się kobiecością, w każdym możliwym wydaniu.

Dziękuję!!!



Kolejny ulubieniec – Dr Irena Eris, Body Art Smoothing Skin Technology

 



Dzisiaj znowu powrócę do swojego idola, mianowicie marki Dr Irena Eris. Możecie myśleć co chcecie, ale dla mnie jest to synonim elegancji, a co więcej są to kosmetyki, którym zawsze mogę zaufać. Czasami zastanawiam się, czy rozpieszczając swoją skórę nie doprowadziłam do sytuacji, że produkty tańsze stają się dla mnie alergenne. Oczywiście takie tłumaczenie jest niedopuszczalne, wolę więc obstawać przy twierdzeniu, że moja skóra jest wyjątkowa i wymaga wyjątkowych kosmetyków. Brzmi lepiej, prawda?



Ostatnio na mojej półeczce, pojawiły się dwa produkty z serii Body Art: głęboko nawilżające mleczko do ciała oraz nawilżający krem do mycia ciała. Pokażę Wam dzisiaj mleczko, jako pierwszy z produktów, które zaczęłam stosować. Dokładnie chodzi o produkt pod nazwą Body Art Smoothing Skin Technology – głęboko nawilżające mleczko do ciała (deeply hydrating body lotion).



Mleczko zamknięte jest w ciekawej dość wysokiej białej buteleczce z korkiem (pojemność 250 ml). Niby nic nadzwyczajnego, za to pudełeczko kartonowe jest prześliczne. Kartonowa, fioletowo-opalizująca nakładka odbijająca światło niczym lustro, wygląda tak niesamowicie elegancko, że człowiek trzymając w ręce to cudeńko od razu ma ochotę zajrzeć do środka. Takie opakowanie to oczywiście zguba dla mojego portfela, ale tak miło człowiekowi patrzeć na śliczne rzeczy. A tym człowiekiem jestem ja (wszelkie opinie na temat człowieka i kobiet są wymyślane przez mężczyzn, którzy nie potrafią przyznać się do braku myślenia abstrakcyjnego i w momencie kiedy zawodzi logika czują się bezbronni).  


Mleczko ma niezwykle gęstą konsystencję, bardzo zimnego budyniu i lekko różową barwę, przez co ten budyń jeszcze bardziej przypomina. Jest dzięki temu niezwykle wydajne, tym bardziej, że idealnie się wchłania i pozostawia skórę jedwabistą, nawilżoną i cudownie wygładzoną. Co więcej uczucie nawilżenia jest długotrwałe, co dla mnie jest niezwykle istotne. Bywa, że po użyciu balsamu, skóra bardzo szybko ponownie wysycha i staje się szorstka, a nawet łuszcząca (fatalnie, ale taka właśnie jest). Tutaj natomiast nawilżenie i odświeżenie jest natychmiastowe i wystarcza do kolejnej aplikacji. Dodatkowo mleczko ma działanie kojące, więc wszelkie podrażnienia czy zaczerwienienia, nadaje się idealnie do pielęgnacji skóry po opalaniu i depilacji.


Co ciekawe mleczko ma nieco dziwny, kremowy zapach, natomiast po użyciu staje się prawie niewyczuwalne. Jest to swoista zaleta, jeśli używamy innych kosmetyków zapachowych, chociaż sama wolałabym, aby mleczko było pachnące (ale jak wiecie to moja kolejna słabość). Mimo wszystko pokochałam ten kosmetyk od pierwszego użycia i jest on dla mnie cudownym lekarstwem na suchą skórę, a także metodą na wygładzenie i nadanie elastyczności. Moja skóra reaguje na to mleczko głębokim westchnieniem przyjemności, tym samym wygląda zdecydowanie ładniej i promienniej. Uwielbiam to mleczko, które jest pieszczotą i przyjemnym ukojeniem, lekarstwem na wieczne problemy z nadmiernym przesuszeniem.


Od producenta:


Mleczko do ciała o działaniu intensywnie i długotrwale nawilżającym. Zawiera szereg cennych składników, które stymulują procesy odżywiania skóry i pozwalają utrzymać właściwy poziom jej nawilżenia nawet do kilkunastu godzin po aplikacji*. Dzięki bogactwu unikalnych substancji bioaktywnych mleczko doskonale wygładza skórę i przywraca jej utraconą jędrność i elastyczność, pozostawiając ją jedwabiście miękką i aksamitnie gładką. Dodatek allantoiny i D-pantenolu łagodzi wszelkie podrażnienia, co zwiększa natychmiastowe uczucie komfortu i odświeżenia nawet najbardziej delikatnej i przesuszonej skóry. Doskonałe do codziennej pielęgnacji, jak również do stosowania po kąpieli lub opalaniu.


Rezultaty po aplikacji:
- wg 97% osób skóra bardziej nawilżona i delikatna*
- wg 93% osób skóra bardziej elastyczna, gładka i miękka w dotyku*
*Subiektywna ocena osób, Badanie in vivo w Centrum Naukowo-Badawczym Dr Irena Eris



Składniki aktywne: alantoina, aleuritic acid, drożdże ( Hydrolized Yeast), glikoproteiny, pantenol.
Składniki INCI: Aqua, Glycerin, Sucrose Distearate, Orbignya Oleifera (Babassu) Seed Oil, Methyl Gluceth-20, Dimethicone, Isopropyl Isostearate, Panthenol, Oryza Sativa (Rice) Bran Oil, Sucrose Stearate, Cetyl Alcohol, Carbomer, Allantoin, Tromethamine, Glyceryl Polymethacrylate, Xanthan Gum, BHA, Aleuritic Acid, Glycoproteins, Yeast (Faex) Extract, Phenoxyethanol, Methylparaben, DMDM Hydantoin, Propylparaben, Parfum, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Alpha-Isomethyl Ionone, Linalool, Hydroxycitronellal, Coumarin, Hexyl Cinnamal, Geraniol, CI 17200.


Nie pytajcie o cenę, ale poopowiadajcie o swoich idolach wśród mleczek…   
Zapraszam :)

 

poniedziałek, 24 września 2012

Marta w kuchni - oliwa z oliwek Carbonell




Witajcie

Dzisiaj mało kosmetycznie, ale za to kulinarnie. Chciałam się z Wami podzielić opinią na temat oliwy z oliwek marki Carbonell. Od razu muszę jednak zaznaczyć, że marna jest ze mnie kucharka (dlatego nie spodziewajcie się cudów kulinarnych), a jeszcze moje dwie lewe rączki nie koniecznie potrafią współdziałać i często moje eksperymenty kuchenne kończą się wstydliwą porażką.

Jak wiecie oliwa z oliwek może być wspaniałym kosmetykiem, zwłaszcza do rąk (ach te czasy kiedy się wcierało w skórki) lub włosów, jednakże przedstawiane produkty są typowo kulinarne, ze względu na ich bardzo dobrą jakość i charakterystyczny smak. Mam do zaprezentowania dwa rodzaje oliwy: Carbonell oraz Bertolli. Produkty otrzymałam do testów od portalu www.urodaizdrowie.pl.


Oliwa Carbonell zamknięta w niezwykle ładnie wyprofilowanej butelce od razu kojarzy się przyjemnie, a jej kolor przypomina jasny, słomkowy odcień, co zdecydowanie daje nam do zrozumienia, że mamy do czynienia z oliwą bardzo delikatną, naturalną a tym samym idealną do wszelkiego rodzaju zastosowań.
Taki też znajdujemy opis. 



Producent podaje: Carbonell, oliwa z oliwek – delikatna oliwa z oliwek, nie zmieniająca smaku potraw. Idealna dla wszystkich tych, którzy cenią wysoką jakość przy jednoczesnym zachowaniu smaku potrawy. Ma bardzo szerokie zastosowanie, jest świetna do smażenia, pieczenia i duszenia. Może też być wykorzystywana jako składnik sosów i dressingów.



I muszę Wam powiedzieć, że wszystko, co napisał producent jest stuprocentową prawdą, dlatego ta oliwa znalazła zastosowanie w mojej kuchni głównie do przygotowywania dań mięsnych – smażonych i duszonych, jako najwspanialsza na świecie baza i dodatek do schabu, pieczeni, udek czy wątróbki. Moja rodzina należy bowiem do tych, które uwielbiają mięso, a chłopcy wręcz nie wyobrażają sobie innych posiłków. Dlatego tak bardzo staram się przygotowywać potrawy chociaż odrobinkę urozmaicone, sama bowiem wolę wszelkie dodatki, niż tylko samo mięso. I tym sposobem w mojej kuchni powstają mięsa w warzywach i różnych zestawieniach. Wykorzystanie Oliwy Carbonell pozwala jednocześnie wydobyć z potrawy jej właściwy i naturalny smak – co jest cudowne i przyjemne. Dlaczego? Bowiem mam pewność, że kolejne dodatki przyprawowe, nic nie zepsują, nie muszę ich tutaj nawet stosować. Dodatkowo takie potrawy są zdecydowanie zdrowsze, co ze względu na dietę syna ma znaczenie i to ogromne. 



Drugi z produktów, Oliwa Bertolli Originale Extra Virgine, zamknięta jest w mniejszej buteleczce o bardziej kanciastych kształtach i od razu po otwarciu wiadomo, że mamy do czynienia z produktem o zdecydowanie mocniejszym i bardziej aromatycznym smaku. Jej kolor jest zielonkawy, cięższy, jakby bardziej ziołowy, dlatego w mojej kuchni znalazła zastosowanie, jako dodatek do sałatek. Tutaj kilka słów wyjaśnienia. Jak wspomniałam moi chłopcy jadają głównie mięso, natomiast ja, niczym królik zajadam się warzywami, we wszystkich możliwych zestawieniach. 



Ponieważ opowiadam Wam o codziennym wykorzystaniu oliwy, nie spodziewajcie się potraw wykwintnych. Ta oliwa zamieni nawet zwyczajną sałatę czy pomidory z jajkiem w sałatkę godną miana znakomitej. Kilka kropli zdecydowanie zmienia zwyczajne, proste, ba nawet banalne zestawienie, w pyszną przekąskę śniadaniową czy wieczorną, zastępującą kolację. 

Producent podaje: Oliwa Bertolli, Originale Extra Virgine doskonała oliwa z pierwszego tłoczenia, o głębokim smaku i przyjemnym aromacie. Oliwa ta wzbogaci każdą potrawę o nutę śródziemnomorskiego smaku, pozostając w harmonii z innymi składnikami. Idealna zarówno do sałatek, sosów, marynat, jak również do skropienia ciemnego pieczywa.



Jest to oliwa, którą pokochałam i dodaję ją niemal do wszystkiego co zjadam, a także skrapiam nią surówki obiadowe, aby dostarczyć moim chłopakom tej cudownej nutki śródziemnomorskiego smaku, który jest tak dobrze znany wszystkim, mającym chociażby przez moment do czynienia z kuchnią hiszpańską.



Dawniej mając możliwość korzystania z oliw przywożonych z innych krajów byłam przekonana, że w Polsce nikt tak dobrych i wspaniałych oferować nie może. Przekonałam się jednak, że oliwy Carbonell w niczym nie ustępują tym zagranicznym, co mnie ogromnie cieszy. Nie ma bowiem lepszego dodatku do sałatek czy mięsa, jak wspaniała, dobra jakościowo oliwa. 

Ogromnie polecam Wam markę, jako producenta oliw z klasą, po które naprawdę warto sięgnąć. Gwarantuję, że z ich wykorzystaniem, najbardziej banalna potrawa stanie się przyjemną pieszczotą dla podniebienia i zastrzykiem zdrowia, o którym na pewno wiecie.




Produkty miałam przyjemność testować dzięki uprzejmości portalu Uroda i Zdrowie:





Mam nadzieję, że lubicie domowe jedzenie...

piątek, 21 września 2012

Zawsze w kosmetyczce - tonik Lirene





Witajcie

Dzisiaj będzie lekko i przyjemnie, mamy weekend (prawie, bowiem jeszcze jutro pracuję), ale większość z Was zapewne pośpi jutro nieco dłużej, albo leniwie spędzi sobotni poranek. Można też pracowicie oczywiście, ale zawsze twierdzę, że można odłożyć to i owo na czas, kiedy będzie mi się bardziej chciało.

Tonik, to podstawa mojego codziennego demakijażu i ogólnie kosmetyk bez którego nie mogłabym żyć (fakt, jeden z wielu, ale naprawdę na tej wyższej półce). Ponieważ mam cerę bardzo wymagającą i jeszcze problem z demakijażem (praktycznie nie mogę używać wody, chyba że destylowanej) potrzebuję hektolitrów toników, płynów micelarnych lub dwufazowych. W osiedlowej drogeryjne już nawet nie pytają, co potrzebuję tylko pokazują nowości ewentualnie nowe pojemności płynów i toników. 



Tonik odświeżająco-matujący – Lirene Dermoprogram


Największą sympatią darzę wszelkie toniki marki Lirene. Tutaj ciekawostka – marka Lirene jest jednocześnie marką Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris. Tak już widzę jak sprawdzacie – ale na pewno się nie mylę i piszę to z premedytacją. :) Ostatnim moim nabytkiem jest tonik odświeżająco-matujący do cery mieszanej i tłustej. Ten mam akurat po raz pierwszy, a skusiła mnie większa pojemność. Udało mi się bowiem kupić buteleczkę z gratisem, czyli 200 + 50 ml. 



Jak większość kosmetyków tego typu tonik zamknięty jest w charakterystycznej, nieco spłaszczonej butelce z korkiem. Identyczne butelki ma Pharmaceris (dlaczego (?), bowiem to też jest marka Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris). Tonik jest bezbarwny, natomiast to butelka ma kolor fioletowy. Wszystkie toniki Lirene bardzo ładnie pachną, czystą świeżością z lekką nutą kwiatową. Mnie ten zapach bardzo odpowiada, chociaż oczywiście zawsze wącham, a później czytam.

Wariant przedstawianego toniku to cera mieszana i tłusta, przy czym składniki, a głównie wyciąg z szałwii i salicylan sodu wskazują, że bardziej pasuje do cery tłustej i to z problemami rozszerzonych porów i zmian trądzikowych. Jednakże muszę powiedzieć, że jako posiadaczka cery bardzo wrażliwej, mieszanej, ale z tendencją do przesuszania nie zauważyłam u siebie wysuszania cery, co jest właśnie ogromną zaletą. Tonik nawilża, delikatnie matuje i bardzo ładnie oczyszcza twarz.



Przy marce Lirene i tonikach nie mam nigdy problemów ze ściągnięciem skóry, zaczerwienieniem czy podrażnieniem, a zmywam nim także powieki i okolice oczu. Tonik nie powoduje pieczenia, nawet jeśli odrobina dostanie się do oka (staram się nie, ale sami wiecie jak to bywa). Jest to więc bardzo dobry preparat, który mogę polecać i cieszyć się jego skutecznością i dobrymi efektami, bez względu na wariant, który kupię. Ten jest równie dobry, a nawet nie wiem, czy przez efekt delikatnego matowienia nie lepszy od innych.

Jestem ogromnie zadowolona z tego kosmetyku i jeśli jeszcze nie znacie, naprawdę polecam. Szczególnie osobom z przetłuszczającą się skórą, ale też mieszaną i wrażliwą, skłonną do alergii. Mając za sobą wiele prób i przetestowanych toników, Lirene wybieram za pewność i efektywność, a nie tylko z przyzwyczajenia. Pewnie, że czasami robię wyjątki (jako kobieta muszę przecież pofiglować i pogrymasić), ale i tak zawsze do nich wracam.



Od producenta:


Czy ten tonik jest odpowiedni dla mnie?
To właściwy kosmetyk dla Ciebie, jeśli masz skórę mieszaną, z tendencją do powstawania zanieczyszczeń, z widocznymi, rozszerzonymi porami. Tonik doskonale odświeża skórę i usuwa pozostałości makijażu. Wpływa na unormowanie pracy gruczołów skórnych. Zwęża i zmniejsza widoczność porów. Kosmetyk odpowiedni dla skóry w każdym wieku.

Dla jakiego wieku?
20-60 lat



Jak działa?

  • wyciąg z szałwi – działa odkażająco na naskórek, zwalczając wszelkie niedoskonałości skórne;
  • kwas salicylowy – działa mikrozłuszczająco i ściągająco na pory skóry;
  • allantoina – efektywnie łagodzi podrażnienia.

Tonik pozostawia Twoją skórę odświeżoną i aksamitnie matową.

Cena na stronie producenta: 14,99 zł/200 ml.
Ciekawostka, ja kupiłam za 11,90 zł/200+50 ml. Czy to nie dziwne?



Znacie toniki Lirene?
A może macie inne, ulubione i sprawdzone toniki?
Zapraszam do dyskusji…